środa, 10 listopada 2010

i po stodole...

Piotr na początku października rozebrał stodołę. Trochę żal...


stodoła półtora roku wcześniej

i 5 października 2010 r.

czwartek, 30 września 2010

ekshumacja

W końcu nadeszła ta chwila - przenosiny Karla. Po konsultacjach ze starostą postanowiliśmy przenieść Karla i Idę na pobliski stary, niemiecki cmentarzyk. Niestety, po żadnym z nich nie było ani śladu - ani jednej kostki na głębokości 1,5 metra, ani śladu po uprzednim kopaniu. Jakby leżały w tym miejscu przeniesione skądś same płyty nagrobne. Z pomocą łańcucha i linki holowniczej przeciągnęliśmy je więc na skarpę za domem i tam urządziliśmy małe miejsce pamięci poprzednich gospodarzy. Nie była to praca łatwa... Na szczęście jeden z naszych pracowników okazał się dorywczym grabarzem, więc miał kto kierować pracami;)


 


Tego samego dnia przyjechali pilarze, by powyciągać ze strumyka i pociąć na kawałki dwie zwalone w czasie powodzi lipy. Nie obyło się niestety bez awantury, bo pilarze w trakcie pracy ograniczyli się jedynie do pocięcia drzewa, a wyciąganie go na brzeg i porządkowanie pozostawili nam... Skończyło się długą pracą w deszczu.



Oprócz tego trwały zwyczajne prace porządkowe: obcinanie gałęzi, koszenie trawy, porządkowanie strumyka i oczywiście palenie liści kasztanowca.

Piotr jako Bear Grylls;)



Pod koniec któregoś z tych wrześniowych dni przyjechali nasi znajomi z Wolimierza przywieźć nam zakupione od nich drzwi. Niestety, wjechali w koleiny zrobione uprzednio przez ciągnik mocujący się z kontenerem gruzu i... ugrzęźli. Wspólnymi siłami, przy użyciu cegieł i desek, udało się w końcu wypchać ich samochód, jednak wszyscy byliśmy umazani błotem po czubki głów.



Ostatniego dnia naszego pobytu zjawił się u nas Zbynek, prowadzący pobliski skansen, i z małą latareczką i  zapałem poszukiwacza skarbów urządził mały obchód naszego domu. Jego efektem była między innymi informacja, że dom był przynajmniej dwukrotnie przerabiany na górze, ale parter i piwnica pochodzi prawdopodobnie z XVIII wieku. Oprócz tego postawił hipotezę, że to co uważaliśmy dotychczas za piwnicę jest jedynie jej częścią, a wejście do drugiej części jest jeszcze "do odkopania". Piotr od razu chwycił za łopatę;)

 

środa, 8 września 2010

Wolimierz

Zwykle prowadząc prace przy domu w Czechach, zatrzymywaliśmy się w jednej z agroturystyk umiejscowionych w przygnębiającej miejscowości o równie przygnębiającej nazwie: Pobiedna. Ostatnio jednak zapragnęliśmy większych luksusów i poszukiwania zaprowadziły nas do miejscowości Wolimierz.
Niegdyś Volkersdorff, dzisiejszy Wolimierz pełen jest zabytkowych domów przysłupowych, nierzadko pochodzących z XVII-XVIII wieku. Po wojnie wybudowano tu zaledwie jeden nowy dom, a sporą część zabytków ocalili przyjezdni, przeznaczając odnowione domy na pensjonaty i gospodarstwa agroturystyczne. Konkurencja jest w tym zakresie spora, co pozytywnie odbija się na architekturze i wyposażeniu domów (gospodarze często prześcigają się w kolekcjach zabytkowych mebli czy ciekawych przedmiotów), jak również na cenach.
Dla nas przyjemne, poza tym, że przebywaliśmy w przyjemnych wnętrzach z pięknymi widokami na Izery, było również to, że poznaliśmy podobnych do nas - przyjezdnych z miast, których zauroczyła tutejsza przedwojenna architektura. Zbiega się to, nieprzypadkowo chyba, z pierwszym własnoręcznym sadzeniem drzew na naszej działce...

widok z jednego z wolimierskich okien

sobota, 28 sierpnia 2010

powódź

dotknęła i nas, choć wydawało się że wzgórze, na którym stoi dom skutecznie zabezpiecza nas przed taką ewentualnością. Nie pomyśleliśmy jednak o stojących na brzegu strumyka drzewach...


dwie lipy runęły, kilka drzew jest mocno podmytych

strumyk znacznie poszerzył koryto
 

woda naniosła dużo kamieni




A tak wyglądała nasza okolica w dniu 7 sierpnia 2010 r. (zdjęcia naszego sąsiada):

pobocze ulicy, przy której stoi nasz dom

nasz "strumyczek"


strumyk w oku kamery sąsiada
 


a to już po powodzi - droga w naszej miejscowości

niedziela, 27 czerwca 2010

mamy prąd!

O 8.55 w sobotni poranek pojawiła się czeska ekipa elektryków i z wielkiego zwoju kabla wysupłała parę metrów, które połączyły nasz dom ze słupem. Uff, dwuletnia batalia o prąd została zakończona sukcesem:) W pracach pomagał nam niezapomniany Lesio...


zasypywanie rowu doprowadzającego prąd do domu

rów

nie podejrzewałam że taka skrzynka może sprawić tyle radości

Lesio urządził sobie takie oto chłodne miejsce do odpoczynku

chwasty gdzieniegdzie sięgają 2 metrów

mężczyźni pracowali przy rowie, kobiety przy koszeniu

skarpa po drugiej stronie strumyka

pan na włościach

nasza ulubiona agroturystyka


krótkie podsumowanie z ulubionym żartem Lesia (na końcu;)